*
* *
Wielmożny
Pan, który pewnego razu znalazł się w małym miasteczku, wszedł
do golibrody i kazał się ogolić. Ledwo usiadł na fotelu, widzi,
jak golarz pluje na mydło i smaruje nim twarz. Oburzony woła: To ty
tak ludzi golisz? Jaśnie Panie, ja jak golę tutejszych, to im pluję
prosto na brodę, ale z panem jako z obcym muszę delikatniej,
dlatego pluję tylko na mydło — padła odpowiedź.
*
* *
Żona:
„Jak możesz podawać rękę takiemu złodziejowi?”.
Mąż:
„Bo póki trzymam jego rękę, to jestem pewny, że mi jej nie
włoży do kieszeni”.
Lekarstwo
na smutek.
Młoda
mleczarka stoi z wesołą miną obok swego osła, zaprzężonego do
wózka z mlekiem. W pewnej chwili zaczepia ją przechodzący chłopak.
—
Ej dziewczyno, musiał cię wycałować twój narzeczony, skoro
jesteś taka wesoła!
Mleczarka:
Alboż to pocałunek rozwesela?
Chłopak:
Naturalnie, pocałunek młodego chłopca... (nachylając się ku
niej) Może spróbujemy...
Mleczarka:
O nie, ja już jestem dosyć wesoła i bez tego, ale pocałuj mojego
osła, bo on ciągle taki smutny.
Mądry
niedźwiedź.
Rzecz się dzieje w Ameryce. Pewien osadnik płynął po jeziorze w dużej łodzi, kiedy nagle zobaczył, że niedźwiedź z pobliskiej wysepki wszedł w wodę, aby dopłynąć do nadbrzeżnego lasu. Osadnik był bez strzelby, jednakże miał wielką ochotę na niedźwiedzia, dlatego postanowił wszelkimi sposobami przeszkadzać mu, żeby się znowu wrócił na wysepkę, po czym chciał zawiadomić znajomych, aby połączonymi siłami zabić zwierzę. Tak więc osadnik kierował łodzią, aby niedźwiedź nie mógł wypłynąć na ląd.
Z początku zwierz dokładał wszelkich starań, aby zmylić czujność wiosłującego, aż w końcu powziął szczególne postanowienie, gdyż widząc łódź blisko siebie, postanowił wleźć do niej. Zaczęło się straszne szamotanie, łódź o mały włos nie wywróciła się, jednakże po niejakim czasie misio wgramolił się do środka. Sądziłby każdy, że zacznie się straszna walka, ale gdzie tam — niedźwiedź siadł sobie spokojnie, gdyż widocznie podobało mu się, że płynie wygodnie. Jak tylko osadnik chciał wiosłować ku wysepce, zaraz niedźwiedź mruczał i chciał się zbliżyć do niego, ale zaprzestawał wszelkich nieprzyjacielskich kroków, gdy tylko łódka kierowała się w stronę lasu. Kiedy już dobili do brzegu, niedźwiedź zszedł z powagą, spojrzał łagodnie i znacząco na osadnika i wnet zniknął w lesie.
*
* *
Pewny
kaznodzieja wyliczał na swym kazaniu osiem błogosławieństw
ewangelicznych, ale się tam jedno drugiego nie trzymało. Po kazaniu
pewna dama rzecze do kaznodziei: Mości księże opuściłeś
waszmość pan jedno błogosławieństwo na swym kazaniu. Jak to,
spyta kaznodzieja, które? Odpowie mu dama: oto błogosławieni są
ci, którzy nie byli na kazaniu waszmość pana.
*
* *
Hrabia
de Soissons miał żółtą brodę. Pewnego razu polując z królem
Henrykiem IV, zaczepił jednego już nie młodego chłopa, który nie
miał brody. Chcąc króla rozweselić, począł żartować z owego
chłopa, iż on brody nie miał. Chłop długo milczał. Na koniec,
gdy hrabia nie przestawał go pytać, czemu nie ma brody,
odpowiedział: Mości panie, w ten czas, gdy Pan Bóg rozdawał
brody, jam przyszedł już na sam koniec, kiedy już nie było
innych, prócz żółtych. Co widząc, wolałem żadnej nie mieć
brody, niż brać żółtą.
W
salonie.
–
Pan nie pali?
–
Nie, od palenia głupieje się.
–
Ale za młodu pan palił?
*
* *
Gdy
ksiądz śpiewał w kościele pieśń pasyjną po łacinie, pewna
wiejska baba zanosiła się płaczem.
–
Zna pani łacinę? —
zapytała druga. —
Płacze pani, a pewnie nawet nie rozumie, co ksiądz śpiewa —
skrytykowała sąsiadkę.
–
Nie dlatego płaczę —
rzekła baba. —
Płaczę, bo wspominam swego osiołka miłego, co mi
niedawno zdechł; on takim samym głosem ryczał jak ten ksiądz, a
gdy zdychał, tak samo cicho kwiczał —
padła odpowiedź.
*
* *
Pewien
gospodarz nie mogąc na jarmarku dobić
targu z młynarką,
która
sprzedawała
świnię,
zawołał,
chowając
portfel do kieszeni: „No skoro tak, to moje pieniądze,
a pani
świnia”.
Polecane materiały (książki, e-booki i audio-booki):
Polecane artykuły:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz