Kamień,
o który uderzył Jacek, nie był ani jedyny, ani najmniejszy – nie
można więc uznać tego wypadku za przeznaczenie. Był to po prostu
głupi żart kolegów, z którymi Jacek postanowił obalić kilka
flaszek wina. Do zrealizowania swojego zamierzenia wybrali zagajnik w
pobliżu sklepu, aby nie rzucać się nikomu w oczy.
Mocno
sobie podpiwszy, wśród rozmów urosłych do rangi najważniejszych
na świecie, czas płynął wszystkim w sposób lekki i przyjemny.
Odurzony winem Jacek nie spostrzegł, kiedy jego kompani rozwiązali
mu buty i związali sznurówki obu butów razem. Miał to być żart,
jeden z wielu...
Niedługo
potem w Jacku odezwała się potrzeba pójścia na stronę. Wstał
więc, chwiejąc się mocno na nogach i skręcił tułowiem w bok,
zamierzając postawić krok. Związane ze sobą sznurówki nie
pozwoliły jednak na to i Jacek jak bezwładny worek kartofli upadł
na ziemię, uderzając głową o wystający z ziemi kamień. Zaraz
też pojawiła się wyciekająca z otwartej rany krew, która
ostudziła śmiech kompanów. Kiedy zabierano ciało Jacka, nikomu
już do śmiechu nie było...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz