Ostatnio prezentowaliśmy opowieść pt. "Za późno" a dziś kolejna opowieść, jak najbardziej prawdziwa. Choć wydaje się ona zabawna, spójrzmy na nią od strony tego człowieka, którego ona dotyczy: co w nim musiało się dziać, skoro tak się zachował...
Deska antystresowa
Najlepiej
udawać, że się nic nie widzi – pomyślał Tomek, widząc jak
klient knajpki, w której pracował, oparł ręce o ścianę i zaczął
w nią mocno uderzać głową. Co prawda na ścianie wisiała
tabliczka zwana „deską antystresową” z napisem „Tu uderzać
głową” i nakreślonym kołem, gdzie uderzać, ale Tomek nie
sądził, że ktoś potraktuje to tak dosłownie.
Była
to zwykła, żartobliwa deseczka, gadżet, jakich można spotkać
wiele. Ta akurat była „deską antystresową” z wypisaną obok
instrukcją obsługi, informującą o tym, że aby pozbyć się
stresu, należy wziąć rozkrok, oprzeć ręce o ścianę, dobrze
wymierzyć i mocno uderzyć głową w narysowane w środku deski
koło.
Nieobliczalny
klient nie poprzestał na jednym razie. Zaraz uderzył głową drugi
raz, a za nim trzeci. Każde kolejne uderzenie było mocniejsze od
poprzedniego. Po tym ekscesie klient jak gdyby nic usiadł przy
stoliku obok i zadzwonił na pogotowie, aby dowiedzieć się o
warunki oddania spermy. Taki żart...
Tomek
nie tyle bał się niezrównoważonego klienta, co czuł się
niepewnie przebywając z nim sam na sam – w lokalu poza nimi nie
było nikogo. Najlepiej udawać, że się nic nie stało –
powtarzał sobie w myślach. – Jakby go tu nie było... Lepiej nie
patrzeć w ogóle w jego stronę... – zawyrokował Tomek. – Nie
wiadomo, co go może sprowokować...
Opowiadając
później tę przygodę, wydała się ona nawet zabawna, to też
znajomi, którym ją Tomek opowiadał, prosili po raz kolejny o jej
powtórzenie.
–
No, już mówiłem – odezwał się znudzony Tomek. – Siedzę ja
sobie za barem, a tu włazi jakiś gostek, rozgląda się po pustej
sali, podchodzi do ściany obok mnie, na której wisi „deska
antystresowa”, czyta ją uważnie i nagle – ja patrzę – a ten
opiera ręce o ścianę i... bach!, bach!, bach! Z całej siły głową
o tę deskę.
–
I co ty na to? – zapytała rozbawiona Małgośka.
–
Nic. Udawałem, że nie widzę. Nie wiadomo czego się po takim
spodziewać. Patrzyłem przez okno i powtarzałem sobie: Nic się nie
stało..., nic się nie stało...
Całe
towarzystwo zaśmiało się głośno. Takiej historii jeszcze nie
słyszeli...